Nowy rok zaczął się tak wspaniale!

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Wszystko było jak po starem. Pary wciąż kłóciły się w supermarketach o to, który rodzaj czekoladki kupić, na tyle głośno, ażeby cały sklep wokół mógł usłyszeć i na tyle zacietrzewieni, by nie widzieć w tym nic złego. Matki z wózkami wciąż wpieprzały się w ludzi, mając nadzieję, że w końcu będą mogły powiedzieć sakramentalne – przecież jestem z dzieckiem – jak gdyby to znaczyło zarówno wszystko jak i nic. Pijani goście wciąż wpieprzali się w kolejkę po bronksy na świeżym powietrzu, jednocześnie chcąc i nie chcąc wdać się w przypadkową bójkę na ulicach jakże zaśnieżonej Warszawy. A sama stolica, jak zawsze zresztą, pełna była kurew i chujów wewnętrzsamochodowych i zewnątrzklaksonowych. Wszyscy nienawidziliśmy wszystkich i każdy siebie z osobna. Wszyscy kłamaliśmy w żywe oczy i rzucaliśmy chujowe komentarze wzajemnie, jak gdyby nic się nie wydarzyło. I tak żyliśmy sobie, jak gdyby nic się nie stało.

Przyszła jednak do nas z powrotem. Pani w mikroskopijnym kostiumie, roznosząc dobrą nowinę zjednoczenia. Przyszły wybory w tym kraju, z którego czerpiemy najgorsze inspiracje. Przyszły sanki, uśmiechy i odpowiedzialność.

I tylko ja w tym czułem się taki osamotniony, bo znów, mimo nowego roku, który przekreślić miał poprzedni, będziemy wciąż w tym samym gównie. Będziemy wymyślać sobie inspiracje, będziemy udawać, że wspieramy się wzajemnie przeciw chorobie i żalom, będziemy wyciągać jakieś wnioski z sytuacji bezwnioskowej. A ja chciałem, żeby było normalnie.

To mój największy zawód z ostatniego roku, że chcemy wyciągać nauki i lekcje, jak gdybyśmy byli w przedszkolu, z sytuacji nienormalnej. A niby już względnie chcieliśmy rozumować o tym, co jest w rzeczywistości. O naszych przywarach narodowych, walce z mniejszościami, naturze człowieka samej w sobie. Teraz natomiast, wmawiamy sobie, że natura ludzka jest czymś innym, bo zdarzył się poprzedni rok. Nagle chcemy być wrażliwsi i piękniejsi dla siebie, ale w tym samym zacietrzewieniu, więc wychodzi na to samo, tylko gorzej. Już nie jest się kutasem ulicznym li tylko z powodu plucia na ulicę i śpiewania za głośno pieśni nocnych, ale teraz jest się kutasem za sprawy zupełnie dla nikogo niezrozumiałe.

I ja jestem częścią problemu, bo bezapelacyjnie nazywam kretynem każdego, kto w opinii mej na to zasługuje, a często zresztą jestem to ja sam. Niemniej, w czasach dzisiejszych, nazywam go dlatego, że nie zna się na skomplikowanej medycynie albo nie zachowuje odpowiedniej higieny osobistej.

Kiedyś, w zamierzchłych czasach, można było rozmawiać o wpływie brudu intelektualnego na ludzką codzienność. Teraz mówimy tylko o tym, że prawdopodobnie każdy z nas już przeszedł tę chorobę i co nowego jest zamknięte.

Stąd mój apel, zapewne niemy, ale zawsze – bądźmy dla siebie normalnymi chujami. Bo to potrzebne dla każdego z nas. Bez tego nie ma przecież normalności. Bez tego nie ma przecież nas. Walmy się!

Reklama