Maria Dębska: W moim zawodzie ludzie chcą być niezniszczalni, silni i sexy. Depresja? To się ukrywa

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Ta młoda polska aktorka od kilku lat buduje swój wizerunek artystki wszechstronnej i odważnej.  Po raz pierwszy zobaczyliśmy ją pięć lat temu w „Moich córkach krowach” i „Demonie”, potem przyszły większe role w „Cichej nocy” i serialu „Wojenne dziewczyny”. Ostatnie dwa lata to jej czas: najpierw mocna rola alkoholiczki w „Zabawa, zabawa”, potem Aneta Landau w kryminalnym „Czarnym mercedesie” i postępowa Aleksandra Szczerbińska w „Piłsudskim”. W 2020 wystartowały aż dwa seriale, w których gra: polsatowski „Osaczony” i słuchowisko „Przeminęło” na Storytel. Prywatnie Maria jest córką reżyserki Kingi Dębskiej i żoną aktora Marcina Bosaka. Angażuje się w wolnościowe i równościowe inicjatywy, bo jak sama twierdzi, „są chwile, kiedy milczenie nie wchodzi w grę”. Ma nadzieję, że wkrótce wachlarz ról dla kobiet będzie równie szeroki, co dla mężczyzn.

 

Siedzimy sobie w teatrze, co powinno być miłe. Ale widownia jest pusta i niestety tak samo jest z salami kinowymi. W tzw. „normalnym świecie” spotykałybyśmy się pewnie, żeby porozmawiać o Kalinie Jędrusik.

Pewnie tak.

 
Reklama

Film, początkowo zatytułowany Jesienna dziewczyna, potem Bo we mnie jest seks, miał wchodzić do kin na jesieni. Opowiedz mi trochę o tej swojej Jędrusik, strasznie jestem jej ciekawa.

Ciężko opowiedzieć o mojej Jędrusik, bo myślę, że ona po prostu ożyje na ekranie i czuję, że nie ma większego sensu opowiadać, kim ona dla mnie jest. Teraz ostateczna data premiery wyznaczona jest w połowie lutego, a i tak nie wiadomo czy to będzie luty, czy później, nie wiemy kiedy otworzą się kina, nie ma żadnych oficjalnych informacji. Czujemy, że mamy fajne dziecko, które chcemy wydać na świat, ale ani producentki, ani reżyserka nie chcą tego zrobić w takim momencie, żeby to zmarnować, żeby to przeszło niezauważone.

Chcemy, żeby to była udana ciąża.

Bardzo chcemy, żeby to była udana ciąża. Czuję, że to jest dla mnie najważniejszy projekt w życiu, ale też myślę, że jest to szansa, żeby film stał się odskocznią od tego, co się dzieje [wokół nas]. To jest bardzo kolorowy film, mimo tego, że opowiada o latach 60-tych, które zazwyczaj pokazywane są w czerni i bieli. Ten filmowy świat kipi energią.Cała akcja dzieje się w ’62 roku, ale jest bardzo aktualna i nie boję się tego powiedzieć. Mimo że fabularnie sięgamy gdzieś daleko, dotykając tego, co nas dotyka tu i teraz.

A to jest dla ciebie ważne? Bo mam wrażenie, że w twoich postaciach, bardzo różnych kobietach, ten rys współczesności, takie połączenie między wtedy a teraz, jest obecne – tak jak na przykład w „Piłsudskim”.

Zawsze staram się to znaleźć, ale chyba mam szczęście, że po prostu trafiam na takie postaci. Jak grałam Szczerbińską, to jak tylko się w nią zanurzyłam i zaczęłam o niej czytać, oglądać dokumenty, to się okazało, że to była dziewczyna urodzona na początku XX wieku, ale tak naprawdę mogłaby żyć teraz, bo myślała bardzo współcześnie. Była feministką, jedną z pierwszych polskich, głowę miała otwartą i patrzącą dużo szerzej, poza swoje czasy. Myślę, że to łączy ją z Kaliną: to była postać, która się wymknęła swojej epoce. I myślę, że dzisiaj też by się wymknęła. Na wielu poziomach myślała szerzej niż większość, wymykała się poza swoją rzeczywistość. Byłatraktowana jako obiekt seksualny, mimo swojej nieprawdopodobnej inteligencji, o której wiele osób mówiło, byłatraktowana przedmiotowo, sprowadzona do dekoltu i seksu, który mamy w tytule. Oczywiście sama wysyłała tę energię, ale wydaje mi się, że postrzegano ją w dość ograniczony  i płaski sposób. Cieszę się, że zmiana tytułu filmunastąpiła, bo mam wrażenie, że ten cytat można rozumieć na wielu poziomach. [Jędrusik była] bardzo silną, błyskotliwą kobietą, która została sprowadzona do roli przedmiotu pożądania. Być może Przez to jako aktorka nie dostała szansy na miarę talentu. Przecież ona zagrała w filmie jedną, główną rolę, jak miała 32 lata.

…I, jak na tamte standardy, była już „stara”.

Tak. Niewiele zagrała i nie było na nią pomysłu. Wymknęła się tym czasom, tej rzeczywistości, tym reżyserom chyba też. Moim zdaniem nie dostała szansy, na jaką zasługiwała. Chyba jedynie w Kabarecie Starszych Panów.

Masz wrażenie, że to się zmieniło? Jako aktorka aktywnie obecna w branży kilka lat, widzisz, że jest inaczej, że chęć pokazania spektrum kobiecości jest szersza? Czy problemy z wtedy wciąż są żywe?

Myślę, że są żywe. Wydaje mi się też, że mamy na to jakiś wpływ. Mam świadomość jakie propozycje dostaję i jak mnie widzą, i są rzeczy, których nie przeskoczę. Myślę, że teraz jest trochę łatwiej, że jednak to spektrum kobiecego aktorstwa jest szersze, że dostajemy więcej szans. Ale tak jak rozmawiałyśmy przed wejściem tutaj – są role, opowieści, których nikt nie ma odwagi jeszcze na ekranie pokazać. Są takie twarze kobiet, które są niewykorzystane.

Tak się mówiło, mam wrażenie, o Zabawa zabawa – że to jest film, który pokazuje pewien aspekt kobiecości, o którym się nie mówi i który jest postrzegany czasem jako wstydliwy.

Zobaczyłam podczas przygotowań do tego filmu, że świat nie lubi patrzeć na takie kobiety [jak nasze bohaterki]. Lubimy te, które mają ciężki moment, na chwilę się rozsypią, ale za chwilę się pozbierają. Nie lubimy patrzeć na te dokumentnie rozsypane matki Polki, na te ładne dziewczyny, którym coś nie wyszło i które ostatecznie nie dają rady. Kobiety też dlatego się bardziej z nałogiem alkoholowym ukrywają, bo zwyczajnie nie mogą tego pokazywać.

Świat je za to ostrzej rozlicza.

Tak. [Wracając do pytania] – myślę, że jest lepiej, ale myślę, że to ciągła walka.

Czego ci brakuje? Co byś chciała zobaczyć jako widzka w kinie?

Myślę, że to się zmienia, ale że jednak jest mnóstwo produkcji, w których kobieta jest tylko niemą ozdobą mężczyzn. Produkcja może być nawet ciekawa, ale znowu często jest to samo do grania. Choć oczywiście zdarzają się ciekawe drugoplanowe postaci kobiece, które nie są sztampowe. Nie wiem, czy jest jakaś konkretna postać albo konkretny typ kobiety, której brakuje mi w kinie. Marzę tylko o jednym, żebyśmy miały podobny wybór jak mężczyźni, tylko tyle. Oni grają pijaków, amantów, psychopatów, morderców, nudziarzy, matematyków i mają wachlarz. U nas jest on dużo węższy.

I jakoś poza kilkoma facetami z polskiej branży aktorskiej też nie widuję zbyt często nagłówków typu: Znowu przytył, czy to do roli? Zmarszczka, chyba pora na zabieg.

Jesteśmy tak oceniane. Ja staram się temu nie ulegać i się nie żalić, bo taki zawód wybrałam, że mnie oceniają często po wyglądzie i byłam na to przygotowana. Ale to bywa krzywdzące. Wierzę, że to idzie w dobrą stronę. Ale musimy wciąż się starać, żeby być poważniej traktowane. Mam wielkie szczęście do projektów, gdzie postać kobieca jest podmiotowa. Nie jest ozdobą, nie jest dodatkiem, tylko sama o sobie stanowi i jest to opowieść o jej życiu wewnętrznym, nie tylko w kontekście mężczyzny.

Dla aktorów i aktorek, którzy pochodzą z aktorskich, filmowych domów ta droga może przebiegać w dwójnasób. Czasami to daje ogromne wsparcie, czasami pewnego rodzaju bagaż. Jak było u ciebie i czy masz poczucie, że się w pewnym sensie już wyodrębniłaś z tego kontekstu?

Czuję, że się wyodrębniłam. Już nie myślę, że ktoś powie, że gdzieś gram, bo moja mama też się zajmuje filmem albo pochodzę z rodziny takiej, z jakiej pochodzę. Tyle rzeczy robiłam już sama, poza nimi, że nie czuję tego lęku. Natomiast, tak jak mówisz: niemal cała moja rodzina, moja mama, jej mąż i mój mąż też, jest filmowa. Jak byłam młodsza, wszyscy mi odradzali bycie aktorką. Nie żyłam w kulcie filmowego świata, przez większość życia   nie marzyłam, żeby dostać się do szkoły aktorskiej. To była trudna miłość, bardzo nieśmiała i osobista. Nie czułam, że ktoś  mnie pcha w tym kierunku. Jak się dostałam do szkoły filmowej to mama mi powiedziała: Będę zawsze ci kibicować, ale to jest okropny zawód dla kobiety. I od zawsze czuję jej wsparcie emocjonalne, ale czuję też, że ona zawsze powie mi prawdę, nie ukrywa, co myśli na temat moich wyborów czy ról. Ale zależało mi na tym, żeby to była moja droga. Że decyzję podejmuję ja i że chcę sama stanowić o sobie. Czuję, że tak się stało.

Wcześniej, jak wielu młodych ludzi, podejmowałaś też inne próby. Jesteś wykształconą muzyczką i muzyka jest cały czas gdzieś blisko ciebie. Jaką ci to daje wrażliwość, jak ciebie dopełnia?

Wiesz, to jest część mnie bardzo intymna, której nigdy nie chciałam pokazywać światu. Grałam na fortepianie od dziecka, ale zawsze miałam problem z występami, z pokazywaniem tego. Dopiero, kiedy zaczęłam się bawić w aktorstwo, to poczułam, że tutaj jest dokładnie odwrotnie: mam przyjemność z kontaktu z widzem i tak pozostało. Rezygnacja z Akademii Muzycznej była trudnym wyborem, bo robiłam coś przez wiele lat, już to umiałam – i nagle miałam skręcić w uliczkę, której nie znam.

Można powiedzieć, że to tak, jakbyś wychodziła z długoletniego związku.

O tak! Zupełnie inny tryb życia, totalna zmiana, ale dobrze, że tak się stało. Cały czas mam w domu fortepian. Gram głównie kiedy jestem sama. W szkole aktorskiej czułam pewnego rodzaju ciężar, zdarzało się, że to muzyczne doświadczenie było uznawane za mój defekt.

Bo muzyka często oznacza też perfekcjonizm, musisz grać idealnie.

Tak, ale czuję, że ta muzyka mi bardzo dużo dała, bardzo mi pomogła w zawodzie.

Aktorsko jesteś już na etapie jazzu, improwizacji?

Improwizacja jest dla mnie dużo łatwiejsza w aktorstwie niż w muzyce. Może dlatego, że przez całe życie grałam na fortepianie klasykę. Film o Kalinie Jędrusik jest bardzo muzyczny, to musical i poczułam ogromne wsparcie w tym, że mam to doświadczenie i muzyczne ucho. Bardzo mi to pomogło, żeby wejść w dźwięki drugiej osoby.

Czy wyjście z filmowego domu i stworzenie teraz kolejnego filmowego domu, swojego, to było „wpuszczenie się w maliny” czy wręcz przeciwnie? Aktorzy bywają różni, trudni. Temat ego notorycznie pojawia się w dyskusjach wokół tego zawodu.

U nas wszystko dobrze, ale rzeczywiście jest coś na rzeczy. Ja się nie przyjaźnię za bardzo z aktorami. Jakoś tak się stało, że moi najbliżsi przyjaciele to osoby spoza aktorskiego świata. Choć uwielbiam prywatnie wielu kolegów z pracy, ale ego, cóż, to jest temat rzeka.  Oczywiście, nie chcę generalizować. Marcin nie jest na tym polu typowy, nie jest przesadnie skupiony na sobie. Stoi bardzo twardo na ziemi. Dla mnie jest przede wszystkim wspaniałym człowiekiem. A przy okazji, niestety, aktorem. <śmiech>

Jakoś chyba będziesz z tym żyć!

Będę. Po prostu tak się stało. Nie spędza mi to snu z powiek.

A propos bycia dobrym człowiekiem: widzę, że często zabierasz głos w sprawach, które są dla ciebie istotne. Jak wybierasz kwestie, o których chcesz powiedzieć głośno,  które chcesz wesprzeć swoją rozpoznawalnością? I czy zdarza się, że to ma nieprzyjemne konsekwencje?

Zdarza się czasem. Ja w ogóle nie jestem zwolenniczką takiego podejścia, że aktorzy się wypowiadają na wszystkie tematy.

Czyli aktor – autorytet to nie twoja bajka?

Absolutnie nie. Uważam, że aktor to mało mądry gatunek człowieka. Nasze studia nie są o wiedzy o świecie. My się poruszamy w emocjach i trochę w literaturze, ale mnie to bawi, gdy niektórym aktorom się wydaje, że ich zawód upoważnia do wypowiadania się na każdy temat. Ja się nie chcę wypowiadać publicznie na każdy temat. Ale są takie momenty, w których chcę wykorzystać te zasięgi, które mam. Czasem po prostu nie mogę milczeć jako człowiek i wtedy mówię. Staram się – i często bardzo muszę sobie wiązać ręce i język! – żeby nie wypowiedzieć w jakiejś sprawie politycznej, w której bardzo chcę się wypowiedzieć, bo wierzę, że aktor jest głównie od grania. Natomiast są momenty, w których osoby publiczne po prostu milczeć nie mogą. Kiedy pojawił się pomysł kampanii przeciwko nienawiści, to dla mnie to był prosty wybór, że ja chcę w niej wziąć udział. Albo jeżeli są łamane podstawowe prawa człowieka. Albo kobietom obierane są podstawowe prawa. To ja są takie momenty, w których się nie da inaczej. Natomiast nigdy bym nie chciała wchodzić w rolę jakiegoś autorytetu, na zasadzie: mam znaną twarz, więc będę wypowiadać się na każdy temat.

Żeby dobrze funkcjonować w świecie takim jakim on teraz jest, ale też w świecie aktorstwa, pełnym cudzych emocji, chyba trzeba bardzo dbać o to co w środku, mieć jakiś mocny korzeń. Jak wygląda ta twoja psychiczna pielęgnacja?

Kiedyś czytałam taki wywiad z Dorotą Kolak, którą absolutnie uwielbiam. Ktoś ją zapytał, jak wychodzi z roli, ona mówiła, że „zdejmuje szpilki i gotuje zupę pomidorową”. Myślę, że to jest ważne pytanie. Zdrowie psychiczne, to jest taka przestrzeń, o której się cały czas nie mówi wystarczająco dużo. Ja dość otwarcie mówię o tym, że po szkole teatralnej przeszłam przez dość intensywną terapię. Uważam, że takie wsparcie i w ogóle ta przestrzeń [dla tej dyskusji] są piekielnie ważne. Nie tylko w zawodzie aktora. Chociaż my pracujemy na emocjach, więc nie chcę udawać, że mnie to nie kosztuje. Są role, które po mnie spływają jak po kaczce, a są takie, w które się angażuję i z których jest ciężej wyjść. Myślę, że po prostu trzeba o siebie dbać. Jeżeli czujesz, że masz słaby moment, to trzeba poprosić o pomoc i się tego nie wstydzić. To, jak dużo jest depresji i jak dużo ludzie, którzy są w tym zawodzie, mają problemów – co jest ukrywane, bo chcemy być niezniszczalni, silni i sexy – jest porażające. Wiele osób po mojej szkole trafiło później na terapię i potrzebowało wsparcia. Ale właściwie o tym między sobą nie rozmawialiśmy. W szkole pewne rzeczy zostały rozgrzebane, a nie zostało nam powiedziane jak to posprzątać. A my jednak chcemy wejść do domu, spojrzeć w lustro i mieć swoje normalne życia. Być nie tylko aktorem, ale też człowiekiem. Więc myślę, że to jest piekielnie ważne, żeby dbać [o swoją psychikę]. Staram się to robić.

Myślę, że warunki, w których się spotykamy są mało sprzyjające, ale życzę tobie i sobie również, żebyśmy sobie w tej dziwacznej sytuacji, kiedy trochę się świat sypie na głowę, poradziły. No i kino i sztuka w ogóle, też są takim środkiem pielęgnacyjnym.

Na pewno. Antydepresant! Na jesienne smutki zdecydowanie wskazane.

Polecamy! Dziękuję ci bardzo, że znalazłaś dla nas czas, opowiedziałaś nam o sobie i o tym, co robisz. Mam nadzieję, że Kalina poczeka i wyjdzie w wiosnę swoją zgrabną nogą i pięknym umysłem.

Tez mam taką nadzieję. Dziękuję.

 

wywiad: Anna Tatarska
foto: Piotr Sobik
mua: Patrycja Michera
stylist: Paulina Gzik

 

Reklama