Ktoś puka do drzwi wołając “mademoiselle”, a w ciemniej łazience młoda dziewczyna wynurza się z wanny pełnej wody. Tak rozpoczyna się “Gambit królowej”, netfliksowa adaptacja powieści Waltera Levisa o tym samym tytule – sceną, której w książce nie przeczytamy. I jest to idealna zapowiedź tego, co czeka widza dalej, bo choć serial ten jest adaptacją dość wierną, to jest też wersją, w której dramatyzm został dodatkowo podkręcony.
Fabuła skupia się na dzieciństwie i młodości osieroconej w młodym wieku Beth Harmon, która podczas pobytu w sierocińcu odnajduje dwie pasje, które przesądzą o jej dalszych losach. Pierwszą są szachy, drugą – środki uspokajające, z uzależnieniem od których Beth będzie musiała zmagać się już zawsze.
Osadzona w latach 50. i 60. dwudziestego wieku historia o genialnej szachistce bardzo gładko tłumaczy się z czarnego druku na kolorowy obraz. Jedną z najsilniejszych stron produkcji jest właśnie warstwa wizualna. Wnętrza luksusowych hoteli, w których Beth przygotowuje strategię na kolejne turnieje szachowe, jej sukienki, buty i torebki, a nawet makijaż – wszystko to wciąga nas w świat tej historii tak skutecznie, że łatwo nam uwierzyć w to, że Beth Harmon, sierota, która zawładnęła światem szachów, istniała naprawdę.
Nie istniała. Istniały za to zielone pigułki, które łykała. Istniały też uzależnione od nich kobiety, którym lekarze masowo przepisywali leki uspokajające. I choć w serialu widzimy, że uzależnienie to problem dotyczący nie tylko Beth, ale także jej adopcyjnej matki, to jednak produkcja nie podejmuje tego tematu jako szerszego problemu społecznego tamtych czasów. A szkoda.
Nie wybrzmiewają też w serialu, a przynajmniej nie tak mocno, jak w książce, wątki feministyczne. Powieściowa Beth na każdym kroku buntuje się przeciwko temu, że dziewczyna w świecie szachów traktowana jest jako odstępstwo od normy, a ona sama postrzegana jest przez świat głównie przez pryzmat swojej płci, a nie talentu, osobowości, czy nawet uzależnienia. Książkowa Beth, w porównaniu do swojej serialowej wersji, poświęca też dużo mniej uwagi orbitującym wokół niej mężczyznom. Serial uczynił głównym obiektem uczuć Beth mężczyznę, którego spotkała dwa razy w życiu, i o którym w gruncie rzeczy nic nie wiedziała, przez co jej uczucie do niego jest tak bardzo serialowe, a tak mało realistyczne. Choć w książce wątek miłosny jest tylko drugo-, albo i nawet trzecioplanowy, to jednak rozpisany jest on tam dużo wiarygodniej, a powieściowa Beth tęskni za osobą, z którą łączyło ją zdecydowanie więcej niż kilka tajemniczych spojrzeń.
Najbardziej rażącą różnicą pomiędzy książką a serialem było chyba jednak przedstawienie Moskwy. Beth obawiała się jej i wszystkiego, co z nią związane – wrogich Sowietów, obcej kultury i najważniejszego w jej karierze turnieju, a wszystko to manifestowało się w jej głowie w postaci okrutnego miasta. Kiedy jednak przybywa na miejsce, okazuje się, że Moskwa wygląda jak każde inne wielkie miasto, jakie do tej pory widziała. A przynajmniej w książce. Netfliksowa Moskwa zdecydowanie różni się od wszystkich innych lokalizacji przedstawionych w serialu i zgadza się przede wszystkim z amerykańskim o niej wyobrażeniem. Nie ma tu już ciepłych barw Paryża czy Mexico City, jest szarość, szarość i jeszcze trochę surowej szarości.
Uosobieniem tego sowieckiego chłodu jest też postać Borgova, najgroźniejszego szachowego przeciwnika Beth. I tu dochodzimy do polskiego akcentu “Gambitu królowej”, gdyż rolę towarzysza Borgova w serialu gra Marcin Dorociński. I gra ją bardzo dobrze. Jego niezmiennie kamienna twarz pokerzysty (czy też, w tym przypadku – szachisty) wzbudza lęk nie tylko w Beth, ale i w nas, widzach.
W jej roli wybrzmiewają wszystkie odcienie postaci Beth – od przestraszonej nastolatki, przez zagubioną młodą kobietę, po pewną siebie mistrzynię. I wierzymy jej na każdym kroku tej drogi.
Twórcy tej produkcji wzięli na warsztat bardzo dobrą książkę i zrobili z niej świetny serial. Nie jest on stuprocentowo wierną adaptacją, ale też nie ma potrzeby, żeby nią był. Jest oddzielną jednostką, która bardzo dobrze funkcjonuje w ramach swojej formy. Powieść jest surowsza i zostawia nam więcej miejsca na interpretację i refleksję, podczas gdy netfliksowa produkcja podaje nam na tacy więcej elementów. Serial jest bardziej dramatyczny, bogatszy w wątki i postacie. W ostatecznym rozrachunku sprawia to jednak, że ogląda się to bardzo dobrze. Nawet, jeśli o szachach wiemy tylko tyle, że pola są 64, a graczy jest dwóch.
Żródło zdjęć: mat. prasowe NETFLIX