Jak wszyscy mają rację to nikt nie ma racji

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Postmodernizm zwyciężył.

Bezapelacyjnie do samego końca, jak to kiedyś mówił Boguś Linda i podobnie jak w jego wersji – naszego końca lub samej idei.

Wynika to z tego, że wiedza jakiegokolwiek rodzaju nie istnieje już w wersji, którą możemy znać z polskich filmów ubiegłego wieku, kiedy to coś było dobre, ktoś był bohaterski, a inny po prostu szują jak ten krzyżak z Krzyżaków. Dziś dzieło Tolkiena określone zostałoby jako – nieco sztampowe, bo nie pokazuje dwóch stron konfliktu, a przecież taki Uruk-hai też ma marzenia.

Postmodernizm na celu miał zmącenie wszelkich twardych i mocnych konstytucji intelektualnych, takich jak duch, wiara, dobro, miłość, a także jedzenie słodyczy w dużych ilościach jako coś dobrego dla zdrowia. Okazało się bowiem, że nic nie jest oczywiste, a nawet takie rzeczy jak nie dawaj fałszywego świadectwa bliźniemu swemu są dość problematyczne w sytuacji, gdy nasza partnerka pyta czy podoba nam się jej nowe spodnium.

I ma to swoje dobre strony. Przecież ustalanie odgórne, że coś jest dobre lub złe doprowadziło do takich rzeczy jak uznanie określonych ras za gorsze, kobiet jako maszynki do gotowania i sprzątania („bo tak było zawsze”) oraz różnych trudnych sposobów uargumentowania dlaczego właściwie powinni być Żydzi.

Z drugiej jednak strony, doprowadziło to też do szeregu legitymizacji poglądów antyintelektualnych. No bo, skoro wszystko potencjalnie może być prawdziwie jeśli się to dobrze argumentuje, to przecież każde zdanie może być coś warte. I w ten sposób powstali przeciwnicy nauki, Christian Science polegająca na modleniu się o odejście bakterii, antyszczepionkowcy, ludzie negujący zmianę klimatu (vide słynny senator amerykański, który przyniósł kiedyś śnieżkę, sugerując, że to przeciw-dowód na globalne ocieplenie), a także wszelkie oszołomy teoriospiskujące, których właściwie nie da się podważyć, bo nawet jeśli twierdzić będziemy, że jest nieprawdą globalny spisek semicki to po prostu zostaniemy wpisani w ten spisek jako jego poplecznicy.

Dróg wyjścia jest wiele. Zdaje się, że najlepszą jest ucieczka w górskie lasy i śpiewanie ballad o miłości. Chyba, że miłość jest utopijną ideą, która w podobny sposób niszczy społeczeństwo i rolę kobiet w nim jako permanentnych matek, a także tworzy nierealistyczne oczekiwania w stosunku do stosunku. No to chyba, że tak.

Reklama