LGBT: Relacja ze ślubu par jednopłciowych w Brazylii

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

W mieście nie wolno, poza tym niebezpiecznie jest. Jasno nawet nocą, bo latarnie świecą tak żeby przypadkiem nic się nie ukryło. Nawet mroczne favele, w których mieszkają inni świeca oczami tych wszystkich, którzy stoją na straży przyzwoitości, więc muszę wyjechać z miasta. Wsiąść w busa i pojechać gdzieś daleko, ponad godzinę, gdzie latarni mniej, miejsce bardziej mroczne i być może nikt nie zobaczy lub też przymknie oko.

Docieram w jakieś wymarłe miejsce. Małe miasteczko. Kilka prostych knajp, kilka wygasłych spojrzeń.

Odnajduję przystań. W środku ciemno i zielono, tutaj nie będzie dobrych zdjęć.

Dziwna atmosfera pustki, jakby to nie tutaj miało być. Krzesła z grillowego party, jeden stół, papierosa dym.

Muzycy stroją instrumenty. Dziwnie ubrani, inaczej niż w mieście. Facet widać, że przebrany za kobietę uśmiecha się do mnie. Podchodzi fryzjer. Idzie chwiejnym krokiem. Ma wysoki głos, uśmiech na twarzy też ma. Pedro? Tak! To ja! 

Dobrze trafiłem, to będzie ślub 6-ciu par LGBT.

Ciekawi mnie to wszystko. Mam mnóstwo pytań, ale niech się dzieje. Szykuję sprzęt. Szerokie szkła. Będę blisko. Żadne tam teleobiektywy i polowanie na smutne lub wesołe miny, chcę poczuć tę sytuację. Przybywa ludzi. Kobiety ubrane w te same suknie siadają na plastikowych krzesłach. Są też duchowni i jacyś urzędnicy.

Większość tych ludzi ma wspólną cechę, są charakterni, wyróżniają się oryginalnością, mają też dobra aurę, pełną energii oraz uśmiech. Dobrze się tam czuję,

Miejsce nad przystanią wypełnia się. Wszystkie krzesła zajęte, a ja nie wiem kto tutaj bierze ślub. Są też ich rodziny, przejęte, z zaszklonymi oczami. Ubrana w niebieski garnitur starsza pani przykuwa moja uwagę. To babcia Juliany, jednej z dziewczyn, które za chwilę wezmą ślub.

Wszystko już gotowe, wszyscy czekają, tylko ja nie wiem jeszcze na co.

Jest pierwsza para. To młode dziewczyny. Juliana ubrana w garnitur i jej narzeczona w białą suknię. Przed nimi idzie niebieska babka i trzyma w koszyku pierścionki. Wszyscy ludzie wstają z miejsc i zaczynają klaskać, gwizdać, cieszą się. Natłok emocjonalny w tym momencie jest olbrzymi, udziela się również i mnie. Mam w głowie wszystko co z zewnątrz i jakimś cudem pojawiają się obrazy naszych babek i ich reakcje na to kiedy przedstawiam mojego partnera płci tej samej. Widok starszej pani podającej pierścionek podczas przysięgi jest przejmujący. Ta kobieta jest definicją tolerancji i wolności od uprzedzeń, homofobii. Jej oczy patrzą bezwarunkową miłością do bliskiej osoby.

Są i kolejne pary, nade szczęśliwe i dumne, że wreszcie, że w końcu mogą w spokoju choć na chwilę poczuć się jak pełnoprawny członek naszego ziemskiego społeczeństwa. Podpiszą dokumenty i zostaną małżeństwem. 

Ponad dwugodzinna, emocjonalna, pełna uniesień ceremonia to mój zdecydowanie najbardziej wartościowy z dotychczasowych ślubów. Mało tu kolorów, brak tańców i tortu weselnego, ale za to ogrom miłości, wzruszeń i prawdy. Jednocześnie to dwie godziny wstydu, że ja pochodzę ze świata, który nie akceptuje czyjegoś prawa do bycia szczęśliwym.

Rozmawiam przez chwilę z dziewczynami, jakoś się polubiliśmy od razu. Poznały się dwa lata temu, to nie była łatwa miłość.

Środowiska LGBT w Brazylii nie są tolerowane. Miłość w tym wydaniu nie jest tutaj mile widziana.
Musieliśmy zrobić ślub po cichu, wśród najbliższych znajomych, na uboczu, z dala od ludzi, dla swojego bezpieczeństwa. Nie jesteśmy tolerowani.

Dziś również nie będzie hucznej zabawy. Każdy z nas jedzie po ceremonii do domu i tam z najbliższymi będzie celebrować ten dzień. Tutaj to zbyt niebezpieczne – mówi Juliana.

I tak całe życie. Trzeba uważać na inne oczy, czy nie patrzą. Chłopaki muszą uważać bardziej.

Delikatny, czuły dotyk może skończyć się dla nich tragicznie, inaczej niż w tym jedynym, prawdziwym świecie, gdzie nawet stara dłoń bogatego tłuściocha lądująca jako klaps na pośladku młodej dziewczyny nie stanowi żadnego problemu.

Reklama