Leski: Pokochać wir

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Skąd ten wir? Z nudy, niezrozumienia, zaniedbania? Leski na swoim najnowszym albumie zadaje pytanie o drugą stronę miłości. I opowiada o niej, wykorzystując może swoje, może zasłyszane, a może wymyślone historie. Nie jest ważne, do kogo należą. Ważne, że są uniwersalne. Leski uwalnia myśli, a ja myślę o tym, czy kiedykolwiek uwolnię się od tej płyty.

Nową płytę poświęciłeś drugiej stronie miłości. I choć użyłeś symboliki kasety magnetofonowej, ja pomyślałam o tęczy. Nie wiadomo przecież, czy po jej drugiej stronie jest równie kolorowo i może tak jest też z miłością?

W sensie, że jest tam gar ze złotem?

leski_3

A może jest szarość?

 
Reklama

Myślę, że strona B jest sprawą bardzo indywidualną. Nie napisałem na tej płycie o jednej jej wersji. Chciałem powiedzieć kilka słów o tym, co następuje po okresie demo, który przecież nie stanowi kompletnego obrazu tego najważniejszego w życiu człowieka uczucia. Wydaje mi się, że miłość jest nie tylko efektem pierwszych splotów chemicznych, ale również tego, co dzieje się później w zwykłym życiu…

W takim razie czym różni się miłość ze „Splotu”, czyli debiutanckiej płyty, od tej miłości?

„Splot” był płytą marzyciela, który właśnie rozstał się z korporacyjną rzeczywistością. Zarabiałem na rachunki, ale czułem, że moje miejsce jest gdzie indziej. Kiedy uciekłem z szablonu, czułem się fantastycznie, wszystko było kolorowe. Wydawało mi się, że ten stan się nie zmieni. Okazuje się jednak, że pogoń za króliczkiem jest czasem bardziej różowa niż on sam. Dziś, kiedy poznałem również stronę B tej decyzji, jestem bardziej racjonalny. Może dlatego również płyta jest opowieścią o racjonalnej stronie miłości i zwykłym życiu, takim z kolejką na poczcie i rachunkami.

Kolejka na poczcie nie może być romantyczna?

Podobno wystarczy wyobraźnia, żeby przeżyć najlepszą podróż życia z pokoju do kuchni. Wszystko kiełkuje z głowy! Możemy też patrzeć na świat przez szare okulary, pijąc drinka na Malediwach. Warto dlatego czasem mówić o sprawach, o których często się milczy…

Zadałeś sobie pytanie, co poszło nie tak z tą miłością? Bo przecież wszyscy chcemy tylko miłości. 

Mówimy, że chcemy małych rzeczy, a w zastraszającym tempie obrastamy w materię, która ciąży nam boleśnie z każdej strony. Chciałem wbić szpilkę w stronę nadmiaru, który nas otacza i fałszywych priorytetów, dlatego napisałem piosenkę „Humanitarnie”. Myślę, że warto od tego uciekać i zwalniać. Stąd pomysł na kasety magnetofonowe, którymi nawiązuję do epoki, kiedy wszystko szło wolniej, ludzie spotykali się, żeby wspólnie posłuchać muzyki, a posiadanie jakiejś płyty wymagało niejednokrotnie wymyślnych kombinacji. Jestem bardzo mocno związany z kasetami, bo te królowały w czasach, kiedy poznawałem muzykę i kiedy pierwszy raz zacząłem się nią fascynować.

leski_2

Chyba oboje narzekamy na tempo dzisiejszych relacji. 

Tempo relacji i tempo życia. Zastanawiam się, w którym kierunku biegniemy i czy rzeczywiście musimy biec…

Ta płyta to także rozliczenie z młodzieńczymi marzeniami. Pamiętasz siebie jako nastolatka i swoje myśli z tamtego okresu? 

Pamiętam kultowe pytanie, które zadaje się dzieciom: Kim chcesz być jak dorośniesz? Mama mówi, że od momentu, kiedy zacząłem mówić, stale powtarzałem, że aktorem. Nie wiem, skąd się to wzięło, ale jestem chyba na to trochę zbyt zamknięty. Pewnie dlatego zasłaniam się gitarą. Może z tych samych powodów nie mógłbym być tylko wokalistą. Najlepiej czuję się, kiedy mogę łączyć ze sobą gitarę, śpiewanie i pisanie piosenek.

Pamiętam koncert w radiowej Trójce, kiedy stałeś na scenie bez gitary i trochę szukałeś dla siebie miejsca. 

Nigdy nie widziałem się w roli wokalisty zespołu. Od zawsze interesowało mnie pisanie własnych rzeczy. Oczywiście, przeszedłem etap, kiedy próbowałem grać cudze numery, nie doszło jednak to do takiej sytuacji, żeby koncertować z takim repertuarem. Opowiadanie historii i szukanie własnych środków wypowiedzi daje mi największą satysfakcję.

Do tego nie trzeba być tekściarzem, można być poetą lub pisarzem. Myślałeś o tym? 

Przeszło mi to przez myśl… Pisanie tekstów piosenek jest najkrótszą z możliwych form i chyba przez to też najtrudniejszą, bo musisz w trzy- lub czterominutowym utworze opowiedzieć konkretną, zwartą historię, i jeszcze zgrać to z beatem. Co do pisarstwa… Opowiadanie historii, czasem prawdziwych, czasem zmyślonych, ale przede wszystkim budowanie świata, który ogranicza jedynie twoja wyobraźnia, musi być niesamowicie ciekawą sprawą! Kto wie, może kiedyś pokuszę się o to, żeby zostać pisarzem? (śmiech) Póki co postanowiłem skoncentrować się na tworzeniu tekstów piosenek. Bardzo lubię muzykę i, co najważniejsze, to w końcu dzięki niej złapałem za pióro. Ciężko byłoby mi się z tą formą rozstać.

Jakim byłeś nastolatkiem?

Grzecznym! Zawsze pamiętamy najlepsze wersje siebie! (śmiech)

Ale wiem także, że okres nastoletni wspominamy z pewną żenadą. Masz podobne wrażenie?

Najlepiej wspominam podstawówkę. Już wtedy bardzo mocno interesowałem się muzyką, ale czułem, że nie mam paczki, z którą mógłbym dzielić swoją pasję. W szkole średniej było podobnie, w muzyce dominowało wtedy techno, którego nie znosiłem. Dziś bardzo lubię muzykę elektroniczną, ale pamiętam okres dyskotek i absolutnie obciachowych muzycznych projektów. Odkrywałem wtedy starą muzykę…

Czy ci, którzy – jak się później okazuje – naprawdę siedzą w muzyce, właśnie w okresie nastoletnim bardzo interesują się muzyką sprzed swojego pokolenia?

Myślę, że ci, którzy naprawdę byli zainteresowani muzyką, kupowali płyty i szukali informacji, kto był odpowiedzialny za produkcję, czyje są piosenki, kto na czym grał. Proces docierania do muzyki sprawiał, że byliśmy bardziej zaangażowani. Dziś dzięki aplikacji w 3 sekundy dostajesz wszystko na tacy.

leski_5

I słuchasz 30 sekund. 

Bardzo często. Szybciej się nudzisz. Wracając jeszcze do twojego poprzedniego pytania… Moment, kiedy w młodości odkrywasz starą muzykę, jest dowodem na to, że rzeczywiście się nią interesujesz. Nie idziesz z prądem i korytarzową modą. Odkrywasz kanony. Dociekasz. No, chyba, że masz w domu całą płytotekę, bo twoi rodzice ją zgromadzili.

A jak wtedy było u ciebie z miłością? Bo nowa płyta to także zerwanie z wizją idealnej miłości. 

Nie uważam, że istnieje coś takiego jak idealna miłość. To jest propaganda hollywoodzka. Lubię filmy o dużym ciężarze gatunkowym. Bliżej mi do skandynawskiego kina opowiadającego o realnym życiu niż do hollywoodzkich produkcji, które zawsze kończą się cukierkowo i kompletnie nie przystają do normalnego życia. Nigdy nie fascynowały mnie płytkie i słodziutkie opowieści. Szukałem czegoś więcej i wcale nie uważam, że strona B miłości jest ciemna. Nie opowiadam tylko o mrocznych zaułkach, ale również o takich, które jednoczą. Jak chcesz sprawdzić przyjaciela, to weź go w góry. Po prostu. Zobacz, co się stanie, gdy nastąpi jakaś niewyraźna sytuacja.

Czy ucieknie…

… czy będzie dalej stał obok.

Czy to takie momenty, kiedy dorosłe życie dało ci w kość? 

Jeśli korzystasz z doświadczeń, to to, co tworzysz, jest bardziej prawdziwe. Niedobrze jest żyć pod kloszem. Myślę, że każdy, kto opuszczał rodzinny dom i garnuszek rodziców, zetknął się ze ścianą i poczuł jednocześnie satysfakcję z tego, że potrafi sobie poradzić. Mam wrażenie, że podobnie jest z miłością. Kwiaty, sms-y, czułość – mistrz! A co w sytuacji, gdy trzeba przegryźć jakiś łańcuch? Kwiaty nie świadczą o głębokim uczuciu.

Dorastając, narzekamy na rodziców i obiecujemy sobie, że nie popełnimy ich błędów, a potem okazuje się, że nie jest to takie proste. 

Dobrze pamiętam, jak całymi dniami przesiadywaliśmy na „murku” przed blokiem. Piękne czasy. Poruszaliśmy prozaiczne tematy. Każdy mówił kim zostanie, a częściej kim nie! Wspominam momenty, kiedy ktoś się zapierał, w którą stronę na pewno nie pójdzie. Życie jednak weryfikuje. Czasem wchodzimy w skórę ludzi, którymi nie chcieliśmy być, ale takie jest życie. Niezależnie jednak od liczby zakrętów, warto walczyć o własne reguły!

Tobie się udało?

Tak. Po 10 latach pracy na etacie nie spodziewałem się, że będę uprawiał muzykę zawodowo. Myślałem, że pan w garniturze zostanie ze mną już na zawsze! (śmiech) Okazało się jednak, że można inaczej.

Czy dorosłość zaczyna się w momencie, kiedy dostrzegamy w sobie cechy naszych rodziców, których nie akceptowaliśmy? 

Mam bardzo kumpelski kontakt z rodzicami, w związku z tym nigdy nie powiedziałem, że nie chciałbym być taki jak mój tata czy mama. Myślę, że dorosłość zaczyna się wtedy, kiedy musisz sam zarobić na czynsz. Zbliża się termin zapłaty, a ty nie chcesz wziąć kasy od rodziców, chcesz sobie poradzić sam, ugotować, stworzyć dom. Wtedy zaczyna się dorosłość. Ja to tak odczułem.

Słuchałam tego albumu parę miesięcy temu, zresztą doskonale o tym wiesz.

Wiem. Wtedy było ciemniej.

leski_4

Normalnie bym o tym nie mówiła, ponieważ to nie ma żadnego znaczenia, ale dochodzę do wniosku, że może właśnie ma, bo w przypadku takiej płyty – kiedy dotykamy czułej struny pod tytułem zawód czy rozczarowanie – kondycja słuchacza ma ogromny wpływ na to, jak odbiera te treści.

Podobnie jest na poziomie pisania – nigdy nie zaryzykowałbym, żeby powiedzieć publicznie o co mi chodziło w danej piosence. Po pierwsze dlatego, że tworzyłem to zupełnie w innym okresie swego życia i nie wszystkie uczucia, które mi wtedy towarzyszyły, jestem w stanie odtworzyć. Brałem po prostu długopis czy telefon i zrzucałem z siebie aktualny obraz emocji. Tak samo jest przy odtwarzaniu tego albumu. Muzykę interpretujesz codziennie inaczej, jesteś w różnych nastrojach, zmieniasz się w zależności od pór roku i nasłonecznienia. Nie lubię, gdy ktoś chce, żebym interpretował własną twórczość, bo wszystko już przecież o niej powiedziałem. Od momentu premiery albumu piosenki w pewnym sensie już nie są moje.

Czy w takim razie intencja twórcy w pewnym momencie traci znaczenie?

Nie, ale jest drugorzędna. Uważam, że w „sztuce” zarówno nadawca, jak i odbiorca tworzą dzieło.

Czy spotkałeś się ze skrajnymi emocjami w przypadku tej płyty?

Tak. Jest to płyta nieobojętna, która ma bardzo wyraźny kolor dla słuchacza.

A to chyba największy komplement. 

Lepiej, gdy są emocje. Nie chciałem dogodzić wszystkim. „Miłość. Strona B” to płyta szczera i nie powstawała w warunkach obmyślania strategii.

Ale w przypadku tej płyty nikt już nie będzie definiował cię jako chłopaka z gitarą, który zwiał z korporacji, bo jego w ogóle tu nie ma. Gdzie się podział?

Siedzi tutaj. Nie wiem do końca, co stoi za tym pojęciem „chłopak z korporacji”, co dokładnie masz na myśli?

Pierwszy album był jasno opowiedzianą historią: zwiałem z korporacji, nagrałem płytę, ponieważ to było moje wielkie marzenie. To płyta marzyciela, który unosił się w chmurach. 

Dużo osób mówiło, że powinienem iść tym samym sznytem, co „Splot”, byli też tacy, którzy twierdzili, że koniecznie muszę nagrać coś bardziej komercyjnego. Ostatecznie poszedłem w zupełnie inną stronę i dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę. To jest najlepszy dowód na to, że absolutnie nie miałem żadnego planu na ten album, nawet na etapie tworzenia. Stąd pomysł wyjazdu w góry. To był taki moment, w którym musiałem sobie odpowiedzieć na ważne pytanie: Po co ja w ogóle chcę nagrać tę płytę? Czy po to, że mam kontrakt z wytwórnią i zwyczajnie przyszedł czas na drugi album? Czy może z uwagi na presję zewnętrzną? Uznałem, że chcę po prostu opowiedzieć kilka historii, które są według mnie uniwersalne i sprawią, że dzięki nim ludzie coś poczują. Postanowiłem zrobić coś, co będzie w zgodzie ze mną.

leski_1

To są dwie skrajne historie. Ale to wciąż twoje historie, wtedy ci wierzyłam i teraz też ci wierzę.  

Nie potrafię wchodzić w sztuczne kreacje. Chociaż czasem wydaje mi się, że może lepiej byłoby śledzić statystyki i obowiązujące trendy. Jest to zawód nasączony paradoksami, ale dający ogromną satysfakcję. Wierzę w to, że jeśli jesteś szczery, ludzie to wyczują. To jest sytuacja, z której nie jesteś w stanie wyjść jakąś kombinacją.

Bardzo pilnujesz swojego wizerunku, czy to potrzeba pilnowania konsekwencji i strach przed chaosem czy jednak podążanie za prawdą?

I jedno, i drugie. Jestem bardzo zadaniowy, lubię planować i podchodzić do spraw koncepcyjnie – tutaj daje o sobie znać moja ścisła strona umysłu. Drugą, która jest humanistyczna, wykorzystuję pisząc i komponując. Kiedy kończy się jednak etap twórczy, koncentruję się na tym, żeby wszystko, co dzieje się obok muzyki, nie stało z nią w kontrze. Dbam o spójność. Nie wchodzę w pewne rzeczy w ciemno.

Ta płyta różni się od poprzedniej nie tylko pod względem graficznym, ale też w warstwie tekstowej. I kiedy przy debiucie fruwałeś, byłeś kosmonautą, to ta płyta wgniata w ziemię, przybija do dna. Tytuły piosenek także nie są romantyczne. „Pocisk” to jest pocisk w stronę miłości. 

Sporo tutaj terminologii wojskowej, ale miłość jest przecież rodzajem wojny…

Nie mówmy w ten sposób.

Wolę, żeby to była wojna niż obojętność, bo na etapie przeciągania liny jeszcze ci na czymś zależy. Najbardziej przeraża mnie pusty, biały pokój, w którym zostaję sam. Siedzę, a obok nie ma już nikogo, kto mógłby skasować mi dysk. Moment, w którym jeszcze o coś walczysz – i o taką wojnę mi chodzi – jest nadzieją, światłem. Wszystkie „sierpy w brzuch”, „pociski”, „atomowe wojny” są nawiązaniem do takiej formy wojny, a nie do sytuacji, w której coś zmiata z powierzchni ziemi całą cywilizację. Wszystkie te słowa w tym przypadku są metaforyczne, bo nie jest to płyta ani polityczna, ani społeczna, ani socjologiczna. Jest to płyta po prostu o miłości.

Życzyłbyś komuś takiej miłości?

Tak.

A odpowiedziałeś już sobie na pytanie, skąd ten wir?

Tak i nie. Za każdym razem, gdy myślę, że już znam odpowiedź, pojawia się coś nowego i zdaję sobie sprawę z tego, że to nieustanny proces, który trzeba zaakceptować i złapać większy dystans do pewnych spraw. Jeśli skoncentrujemy się na tym, co nam się nie udaje, to okaże się, że żyjemy w jakimś permanentnym konflikcie ze sobą. Ktoś powiedział, że muzyka to 90 procent porażek i 10 proc. sukcesów. To naprawdę ciężki kawałek chleba. Niezły pocisk. Chodzi o to, żeby koncentrować się na tych 10 procentach, które się udają. Wszystkie wiry, które nam towarzyszą, to naturalna rzecz i musimy na nie czasem spojrzeć bardziej przyjaznym okiem.

 

fot.: Bartosz Wieczorek

Reklama