„Miłość leczy rany” – Katarzyna Bonda już niczego się nie boi?

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Jak ocenilibyście człowieka, który w Kazachstanie z zimną krwią zamordował grupę swoich rodaków, po czym uciekł do Polski, zostawiając za plecami rodzinę? Jak ocenilibyście kobietę, która się z takim człowiekiem wiąże, wiedząc co zrobił? Podejrzewam, że bezwzględnie, w końcu jesteśmy w Internecie. A co, jeżeli powiem Wam, że każda historia może mieć drugie dno, którego często nie widzimy lub nie chcemy widzieć? Co, jeżeli powiem Wam, że ten człowiek żyje i jest honorowym, odpowiedzialnym i dobrym człowiekiem, który musiał dokonać dramatycznego wyboru, którego Wy nigdy nie odważylibyście się dokonać?

By nazwać swoją najnowszą powieść „Miłość leczy rany”, będąc popularna Autorką kryminałów, trzeba mieć bardzo dużą odwagę albo chociaż wysoką pozycję na rynku. Katarzyna Bonda ma i to i to, dlatego nie zawahała się tym razem nadać tak przekornego tytułu i szykuje dla nas trylogię, której każdy kolejny tytuł będzie zaczynał się od słowa „Miłość…”.

Widząc zapowiedzi, byłam przerażona. Przestraszyłam się tytułu, spodziewając się po prostu powieści miłosnej, których nie lubię. Jednak nie mogłam ocenić książki po okładce (choć ta akurat jest bardzo ładna) i uczciwie wzięłam się za lekturę.  Tytuł faktycznie może zmylić – to nie jest romans i aby się o tym dowiedzieć, wystarczy przeczytać opis na tylnej okładce. Uważam, że nie jest to też kryminał w klasycznym rozumieniu. Do jakiego gatunku zaklasyfikować te książkę, wie chyba tylko sama Autorka, bo wyznaczyła tą powieścią nowe ścieżki na granicy kilku światów. Katarzyna Bonda opowiada historię zainspirowaną prawdziwymi wydarzeniami. Historię przestępcy – człowieka, który w kazachskim Uralu zabił znaczących członków lokalnego gangu i zbiegł do Polski. Szukało go kilku zawodowych zabójców i Interpol. Gdy wreszcie udało się go ująć, jego ukochana i najbliżsi próbowali udowodnić, jaka była prawda. Nie ma tu jakiś zwrotów akcji – wina jest udowodniona, bohater się przyznaje, ale…

Ważne, by czytać między wierszami. Powieść pozwala zrozumieć, że mityczne „zło” drzemie w każdym z nas, jest bliżej niż myślimy, a świat po prostu nie jest czarno-biały. Autorka pokazuje nam kilka perspektyw jednej zbrodni, pozwalając ocenić samodzielnie, czy skazany zasługuje na najwyższą karę i czy osoby, które go bronią mają rację. I kto tak naprawdę jest oprawcą?

Proces tworzenia książki, samego zbierania materiałów był dość przerażający, bo już przy pierwszym podejściu do spisania tej historii, Bonda musiała stawić czoła groźbom i zastraszaniu. Jak to wyglądało dokładnie, przeczytamy w posłowiu. Wtedy się poddała, ale po kilkunastu latach wróciła do tej historii i udowodniła, że przestała się bać – na nowo podjęła rękawicę, a efekt w postaci kilkuset zadrukowanych stron papieru z pewnością przynosi jej ulgę i satysfakcję, bo pokonała swoje demony przeszłości. A my możemy poznać tę niezwykłą historię.

Aby zrozumieć tę powieść i móc wyciągnąć z niej jak najwięcej dla siebie, trzeba mocno wytężyć intelekt. Akcja nie tylko przedstawiona jest z perspektywy różnych postaci i dwóch krajów, odmiennych kultur – dzieje się także na kilku płaszczyznach czasowych. Pomimo złożoności wciąga i zabiera kilka dobrych godzin, oddając w zamian możliwość znalezienia się w pasjonującym świecie wojowników, honoru, uczuć i strachu. Wraz z bohaterami rozważamy dramatyczne wybory zastanawiając się, co zrobilibyśmy na ich miejscu, a historia wciąga na tyle, że momentami zastanawiałam się, czy przypadkiem w moim egzemplarzu nie brakuje kilkunastu stron – nie, po prostu poszło tak szybko, bo historia porywa.  Nie znajdziecie lepszej towarzyszki na tę jesień – kawał dobrze skonstruowanej, zabawnej, wielowątkowej powieści to idealny wybór na coraz dłuższe noce i coraz krótsze dnie. Najnowsza książka Katarzyny Bondy zapewnia znakomitą rozrywkę, ale także wymaga od czytelnika świadomej lektury, dostarczając dużo wciągającej treści, a jednocześnie sporo refleksji.

„Wszechświat sprzyja tylko tym, którzy realizują swoją prawdziwą wolę” – to mój ulubiony cytat z „Miłość leczy rany” wypowiedziany przez postać z drugiego, a nawet trzeciego planu, do której jednak mam duży sentyment.  Trzeba przyznać, że dużo w nim mądrości i prawdy, a ta książka to realizacja planu Autorki sprzed lat i jestem pewna, że wszechświat będzie jej sprzyjał. Zarówno ponowne podjęcie się tematu, jak i nadanie mu tak przewrotnego tytułu, wymagało odwagi. Te odwagę Autorki należy docenić podczas najbliższej wyprawy do księgarni i poszukać jej na stronach tej książki. W zamian dostajemy możliwość poznania historii bardzo odważnych ludzi, którzy nie umieli się poddać i oddać swojej miłości, nawet, gdy cały świat był przeciw.  Warto się od takich uczyć.

 

Katarzyna Bonda – fot. Anna Dziewulska Photography

Książka i kwiatki – fot. Klaudia Szkaradek

Reklama