Jestem skończonym nihilistą. Podejrzewałem to od lat, ale, na szczęście, niedawno potwierdził to szef wszystkich szefów swoją wykładnią na temat wartości i teraz już wiem na pewno. I od razu mi lepiej. Podobno oskarżeni tak mówią: byle do wyroku. Ta mi się nasila z wiekiem.
Kiedyś, dawno temu, pełen pomysłów i zamiarów, młodzieńczej siły i ideałów, wybiegałem z domu z kanapką w ręku naprawiać świat. Pieniędzy było niewiele, jedzenia tyle, co trzeba, za to marzeń i planów pod dostatkiem. Dziś siedzę w pełnym słońcu na jednym ze wzgórz Mezzane di Sotto i patrząc przez palce na pokryte winną latoroślą wzniesienia, piję miejscowe Soave. Trochę wzruszeń, ostatki zachwytów, uniesień, coś o pięknie w stylu Rylskiego tłucze się po głowie. Przysypiam na leżaku.
Myślenia niewiele, pracy jeszcze mniej, pozostają piesze wycieczki do miejscowych winnic i wieczorne wizyty w lokalnych osteriach. I wiecie co? Zazdroszczę Biance. Bianka ma siedem lat i jest córką znajomych. Dbam o higienę, bo to w końcu wakacje, ale kontakt z kilkoma osobami utrzymuję. W końcu, katastrofa jest piękna dopiero w towarzystwie. No więc ten telefon, wiadomość. Magda krzyczy z drugiego pokoju: Dzwoniła E. Wiesz co Bianka powiedziała dziś w szkole? Na pytanie nauczycielki, co lubi robić, odpowiedziała, że lubi być dziewczynką i walczyć o prawa kobiet. Przypominam:Bianka, lat siedem.Śmiechu co niemiara, do wieczora tylko o tym, znajomi, esemesy, telefony, itp. Bianka zrobiła nam dzień. I teraz ja, przysypiając w słońcu Venetto, myślę już tylko o niej. Że jej zazdroszczę, że też bym tak chciał. Żeby znowu z tą kanapką, bez czapki…żeby znowu wierzyć tak mocno jak Bianka, że ten świat można naprawić. Że się jeszcze da. I że to, na co dziś patrzę ze słonecznego wzgórza Mezzane di Sotto, to nie kolejna cisza przed upadkiem tego samego imperium, którego zgliszcza wszędzie dookoła.
Niedawno odbył się Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Młodzież z całego świata wyszła na ulice z pytaniami do polityków. Jeszcze tylko kilka dni i wracam…a może się jeszcze da.