Oswajając codziennych

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

W trudzie, cudem wręcz, to znaczy, wręcz cudownie udało mi się wklepać te słowa do notatnika, który notatnikiem nie jest, ale to inna historia.

Otóż, niepozorne szczęście, jakim jest codzienność, skutecznie uniemożliwiło mi funkcjonowanie w normalnym świecie. Niezależnie od tego, jakbym tylko się starał, nie jestem w stanie uciec od pułapki niecodzienności, gdziekolwiek by ona nie była. Czy to w sklepie, gdzie pewien człowiek kupuje dwadzieścia cztery paczki papieru toaletowego, pakowanego po osiem rolek, czy to na dworcu, gdzie spotykam Pawła Kukiza, który stoi w kolejce po bilet, czy to w trudnym do wypowiedzenia zdaniu, jakie jednak ktoś wypowiada w moim kierunku, gdy orzeszek z paczki spada mi na koszulkę, zdaniu – czy będziesz to jeszcze jeść?

Ludzkość nie przestanie mnie zadziwiać, tak jak nie przestanę zadziwiać ludzkości na pewno, ja, w tych swoich przyzwyczajeniach, które większość uznaje za bezwartościowe. Jak na ten przykład, gdy siedzę z kimś, pijąc trunki, których nie wolno reklamować w telewizji i nagle przewracam coś wierzchem dłoni, by tylko szybko to złapać i rechocząc przy tym szaleńczo wypić resztkę na tak zwany hejnał, nikt nie rozumie, że za tym idzie, w moim życiu i pożyciu, jakaś konkretna historia, która ukształtowała mnie w ten sposób. Jakaś myśl przewodnia, którą w sobie szaleńczo wręcz pielęgnuje, element szaleństwa złączony z elementem rozpaczy nad nudą, element niecodzienności wpleciony w codzienność, by uratować ją od zapomnienia. By chwile, w których zachowujemy się zwyczajnie zyskały na niezwyczajności, tak jak piękno zyskuje na odebraniu złota.

Niewątpliwie jednak, muszę nauczyć się żyć w tym środowisku, w którym piękna codzienność zaprzepaszczana jest przez dziwactwo, a niecodzienność nie staje się codziennością. Przynajmniej dla mnie, choć to również temat na inną historię.

Reklama