Zabójstwo Versace czyli o dwóch wrażliwych chłopcach

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Netflix karmi nas nowościami z tygodnia na tydzień. Z sympatii do platformy przymykamy oko na zdarzające się od czasu do czasu słabsze ‘oryginalne produkcje’ i wyczekujemy perełek. Na szczęście serwis ma też w swojej bazie kilka docenionych przez krytyków i odbiorców smaczków kinematografii, a wśród nich pokaźny wybór o tematyce około modowej. Szczególnie trudno się oprzeć pełnej mocnych kolorów, krzykliwej, a jednocześnie tajemniczej miniaturce skrywającej tytuł „American Crime Story: The Assasination of Gianni Versace”.

Początek emisji tego serialu sięga roku 2018, jednak wciąż nie daje o sobie zapomnieć i cieszy się dalece ponad przeciętnymi ocenami. Nie można przejść obok niego obojętnie, tak jak nie można być obojętnym wobec legendarnego projektanta i wykreowanej przez niego marki. Nie można również być obojętnym na świetną realizację na poziomie kostiumów, reżyserii, nie wspominając o aktorstwie, o czym świadczą liczne nominacje i nagrody – w tym Złote Globy i Emmy. O co właściwie to całe zamieszanie?

Serial przykuwa do ekranu, ponieważ łączy w sobie skrajności – jest to krwawy, momentami psychodeliczny kryminał, osadzony w świecie mody; przepychu i piękna. Krew leje się na złoto i marmur, groteska przeplata z biograficznym dramatem. Jest w nim miejsce na zadumę, łzę, grozę i półuśmiech. Jest to opowieść o włoskim prekursorze mody, od jego trudnych początków jako asystenta krawcowej – jego mamy – w małym włoskim miasteczku, po dzień zabójstwa w lipcu 1997 r. na schodach posiadłości w Miami Beach w USA. Sięga ona za kulisy domu mody również w okresie choroby i po śmierci projektanta, a także odsłania przed widzem zmagania jego siostry i muzy – Donatelli, która po dziś dzień jest dyrektorem kreatywnym Versace – z dalszym kreowaniem projektów i zarządzaniem schedą po swoim bracie. Sceny z życia Gianniego prezentowane są w niechronologicznych retrospekcjach, dzięki czemu poznajemy charakter postaci powoli i dopiero z czasem odkrywają się przed nami jego motywy; filozofia życia, podejście do seksualności, pasja, z jaką projektował. W „Zabójstwie Versace” tytułowy bohater jawi się nam jako dobroduszny, energetyczny wizjoner, kochający brat, feminista, dumny homoseksualista, żarliwy projektant i, co chyba najważniejsze, człowiek kochający życie.

„Dolce Vita!” zdają się krzyczeć złote wnętrza jego posiadłości, dumne emblematy greckiej Meduzy i projekty sukienek dla pewnych siebie, spełnionych kobiet. Nie jest to jednak pusty przepych czy kicz, z którym, swego czasu, niesmacznie kojarzyła się złota Meduza „Versace”. Wyrafinowane logo reprezentuje oczywiście grecką boginię, która, wedle mitologii, bezpowrotnie rozkochiwała w sobie ludzi i miała zdolność zamiany ich w kamień. Przede wszystkim jednak kojarzyła się ona Gianniemu z dzieciństwem, ponieważ widniała na ruinach Reggio Calabria, gdzie bawił się wraz z rodzeństwem. Nie powinna więc przywoływać w wyobraźni zdystansowanej, pretensjonalnej potworzycy czy dumnego, chłodnego posągu, ale raczej obraz ciepłych, letnich dni, niewinności i zabaw. Szlachetnym motorem działania projektanta, co dobitnie podkreślano poprzez kolejne odcinki, była miłość do wcześniej wspomnianej Donatelli, dla której zaprojektował swoją pierwszą sukienkę. Gianni chciał, aby jego siostra, jak i wszystkie noszące jego projekty kobiety, czuły się silne, dowartościowane, szczęśliwe i piękne. „Sukienka to broń, za pomocą której kobieta zdobywa to, czego chce” – pada w jednym z odcinków. Projektant staje też niejako w opozycji do mrocznych, kontrowersyjnych projektantów swoich czasów – Galliano i McQueena – „Może kiedyś zmęczy mnie dziękowanie za to, że żyję. Może kiedyś przestanę uważać to za cud i uda mi się stworzyć tak mroczny i chory pokaz. Ale do tego czasu będę uważał życie za coś wyjątkowego. Czuję, że życie jest cenne. A moje pokazy muszą być o tym, co czuję. W innym wypadku byłyby o niczym”. Chce, jak każdy artysta, by jego twórczość była odbierana emocjonalnie, nie tylko jako produkt, ale myśli, uczucia, za pomocą których można poznać go bliżej. A sztuka, która pochodzi prosto z serca, potrafi uleczyć i twórcę, i odbiorcę. Versace chciał też, by jego modelki „Wyglądały jak osoby, które kochają życie, które jedzą, śmieją się, tańczą, uprawiają miłość” – jak on sam. Dla Versacego rodzina i szczęście była wszystkim.

Paradoksalnie serial ten opiera się głównie nie na perypetiach geniusza mody, lecz jego zabójcy, którym był seryjny morderca Andrew Cunanan. Z pochodzenia pół Filipińczyk i pół Włoch, który od najmłodszych lat nie wpisywał się w ramy określenia „normalny”. Faworyzowany spośród rodzeństwa przez ojca, byłego oficera marynarki, Andrew dorastał nasiąkając jego kłamstwami i despotyzmem. Jako dziecko uczył się dobrych obyczajów, od wiązania krawata do niezobowiązujących pogawędek bankietowych. Dostał się do prestiżowej, prywatnej szkoły w San Diego, a później studiował historię na Uniwersytecie Kalifornijskim. Koledzy ze szkoły opisywali go jako tego, który ma „Największe szanse powodzenia w życiu” oraz „Najprawdopodobniej zostanie zapamiętany”. Cóż, co do tego drugiego – nie pomylili się. Dzięki swojej elokwencji i przebiegłości Andrew – mimo nie ukończenia studiów i braku pracy – pławił się w luksusie i wszelkich wygodach. On także był homoseksualistą, a utrzymywał się z prostytucji – a jego klientami byli głównie starsi, wpływowi mężczyźni. Wstydził się swojego pochodzenia i (według serialu) był niespełnionym pisarzem. Marzenia o wielkości zgubiły go, kompleks Boga doprowadził do obsesji na punkcie człowieka sukcesu, jakim był Gianni Versace. Zaprowadzony na skraj wytrzymałości psychicznej, w roku 1997 Cunanan zabił pięciu mężczyzn, w tym – samego mistrza Gianniego, trafiając na listę gończą FBI.

„American Crime Story” nie pokazuje jednak świata w oczywisty, czarno–biały sposób – „dobry” projektant i „zły” przestępca. Poprzez kolejne odcinki zaprzyjaźniamy się z obiema postaciami, zaczynamy je rozumieć, a momentami utożsamiać się z nimi. Widzimy ich słabości i sukcesy, uwrażliwiamy się na ich nieszczęścia, w duchu trzymamy za nich kciuki, mimo że znamy zakończenie obu historii. Serial ten oddaje hołd nawet nie samemu projektantowi, na pewno nie usprawiedliwiając jego mordercy, ale szuka złotego środka. Patrzy na ludzi nie przez pryzmat ich dokonań, ale motywów, idei, sposobu wychowania, wpływu środowiska, w jakim dorastali, a przy tym prezentuje dwa zupełnie przeciwstawne poglądy na życie. Z pobieżnego opisu wynikałoby, że „Zabójstwo Versace” to na poły fantastyczna wizja splotu ścieżek wielkiego wizjonera mody i wyrafinowanego mordercy, ale tak naprawdę opowiada po prostu o dwóch wrażliwych chłopcach.

Reklama