Dobry widok na lotnisko

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Wizyta na wieży kontrolnej lotniska to marzenie wielu pasjonatów lotnictwa, często niemożliwe do spełnienia. Ja mam szczęście – praca w mediach często wiąże się z wchodzeniem do miejsc trudno dostępnych… Wybrałem się więc na górę.

Wycieczka zorganizowana przez Port Lotniczy Gdańsk dla szkolących się tu stażystów była świetną okazją do poznania zawodowej kuchni ludzi, którzy pracując nieco w cieniu sprawiają, że ruch lotniczy może się odbywać z tak wielką intensywnością przez 24 godziny na dobę, 365 dni w roku.

Ściśle strzeżona wieża kontroli lotów to ośrodek Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej i mieści się w sąsiedztwie terminala cargo przy ul. Słowackiego. Po dopełnieniu wszystkich procedur bezpieczeństwa, mogliśmy wdrapać się na górę. Tego poranka nad Gdańskiem szalała burza, istniała więc obawa, że kontrolerzy mogą być zbyt zajęci, by nas ugościć. Na szczęście pogoda na czas naszej wizyty uspokoiła się. Choć z drugiej strony – mało jest chyba równie spektakularnych widoków, jak burza na lotnisku… Niedługo później usłyszałem anegdotkę o sytuacji sprzed kilkunastu lat, kiedy samolot lądujący podczas srogiej niepogody po dotknięciu płyty lotniska został trafiony piorunem (!), co poskutkowało awarią wszystkich urządzeń elektronicznych. Kontrolerzy stracili kontakt z załogą, a z wieży widzieli tylko, jak na pokładzie momentalnie gasną wszystkie światła. Na szczęście skończyło się na strachu, a maszyna „usiadła” na pasie bez większych problemów.

matwlasnePLGd

Nasze pierwsze kroki skierowaliśmy do sali „Zbliżań”. To pomieszczenie z zasłoniętymi oknami, w którym kontrolerzy monitorują ruch lotniczy na obszarze północno-centralnej Polski – taki jest bowiem zasięg „jurysdykcji” gdańskiej wieży. Ich zadaniem jest naprowadzanie przelatujących samolotów na odpowiednie korytarze powietrzne tak, by uniknąć kolizji z innymi samolotami, spiętrzonych chmur wywołujących turbulencje, czy też obszarów zarezerwowanych na potrzeby lotnictwa wojskowego. Nagromadzony w sali sprzęt robi wrażenie – na monitorach wyświetlają się informacje o samolotach, wszelkie niezbędne dane ich kursów, a także szczegółowe warunki pogodowe. Na wszystkich zegarach widnieje godzina 8:07, mimo że nasza wizyta rozpoczęła się ok. 10:00. Kontrolerzy na całym świecie pracują bowiem w oparciu o uniwersalny czas koordynowany (UTC), co oznacza, że ta sama godzina obowiązuje na wszystkich lotniskach globu.

Co oczywiste, pracownicy wieży kontroli lotniska nie mogą być przypadkowymi ludźmi. Łatwo to zrozumieć, widząc skomplikowaną aparaturę obrazującą na monitorach ruch lotniczy. Poza certyfikatami uzyskanymi po długotrwałych szkoleniach, muszą wykazywać się także biegłą znajomością języka angielskiego (piloci w radiu często mówią z egzotycznymi akcentami!), a także odpowiednimi predyspozycjami psychologicznymi – opanowaniem, odpornością na stres i gotowością na bardzo intensywny wysiłek umysłowy. Pracują w krótkich zmianach, przepisy stanowią bowiem jasno – kontroler nie może pracować jednorazowo dłużej niż 2 godziny w dzień i 3 godziny w nocy. Dyżury przeplatane są więc 1-godzinnymi przerwami, w czasie których można odpocząć, zjeść lunch, obejrzeć odcinek serialu, bądź rozprostować kości, uprawiając sport.

mat_wlasne_PLG-2

Następnie przyszedł czas na szczyt wieży, na którą wjechaliśmy małą windą. Kontrolerzy ruchu pracują na wysokości 24 metrów i – jak sami z uśmiechem podkreślają – piastują najwyższe stanowisko w gdańskim porcie lotniczym. I faktycznie, w okolicy nie ma – bo być nie może – żadnych wysokich zabudowań. Z przeszklonej na okrągło sali widać dokładnie całe lotnisko, a także jego okolice, choć bywały już tak gęste mgły, że ginęły w nich nawet najbliższe zabudowy, nie wspominając o pasie startowym. W takich sytuacjach wybawieniem jest system ILS – radiowe narzędzie wspomagające lądowanie samolotów w ograniczonej widoczności. Kontrolerzy i ich komunikaty są jednak pilotom niezbędni – przydzielają im pas startowy, zezwalają na manewry startu lub lądowania, a także informują o warunkach na lotnisku.

W oddali widzimy, jak na pasie kołuje boeing 737 linii WizzAir. Ustawia się na początku drogi startowej i po otrzymaniu zgody kontrolera rusza. Z perspektywy wieży ciężko uwierzyć, że rozpędza się aż do kilkuset kilometrów na godzinę. Cała sekwencja wygląda bardzo płynnie – po chwili samolot znika w oddali, unosząc się w przestworza. W kolejce na swój start czeka już kolejny. Takich operacji będzie tego dnia jeszcze około stu. Spokój i opanowanie na twarzach kontrolerów podpowiada nam, że samoloty będą w dobrych rękach.

Reklama