Dziewczyna z windy

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Kiedyś w piętrowym supermarkecie wsiadłem do windy, którą z wyższego poziomu zjeżdżały dwie bardzo atrakcyjne dziewczyny w wieku dwudziestu pięciu, może dwudziestu siedmiu lat – nie więcej. Były wyjątkowo aktywne i rozmawiały o tym, że przed sekundą, zanim ja wsiadłem, wysiadł z windy znakomity polski pianista Leszek Możdżer. I rzeczywiście, poczułem delikatny, zniewalający zapach męskiej, szorstkiej wody toaletowej, pochodzącej pewnie z najwyższej półki paryskiego butiku przy Polach Elizejskich…

Padał straszny deszcz, a samochód zostawiłem na zewnątrz (robię tak od czasu, kiedy na mojego Forda Capri – model z serii limitowanej, rok 1977 – zawalił się strop parkingu w centrum Rotterdamu). W ręku trzymałem parasol, typową długą laskę, a materiał był w szkocką kratę. Jedna z dziewcząt miała na nogach płytkie skórzane czarne baleriny, które odsłaniały delikatnie opalone stopy. Postanowiłem skierować szpic parasola w stronę jednej z nich i w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Kiedy krople chłodnego deszczu zaczęły spływać z parasola na jej lewą stopę, dosłownie kilka, może trzy, poprawiłem okulary i łokciem niezauważalnie wcisnąłem guzik STOP, który zlokalizowałem, jak tylko spostrzegłem, że jedna z nich przygląda mi się w lustrze. Co tu dużo opowiadać, byłem sprytny jak nikt inny w tym cholernym mieście pełnym szczurów, które żarły każde gówno i dalej srały ze szczęścia po każdym zwycięstwie, co naprawdę nic nie znaczyło już trzysta kilometrów od Poznania w lewo, stojąc przodem do mapy, czyli w stronę Ameryki, w której od jedenastu lat mieszkałem. Winda mocno szarpnęła i jedna z dziewcząt zwymiotowała prawie jak w powieściach Masłowskiej…

***

W VI wieku, Carcassonne zostało przejęte przez Wizygotów, którzy rozbudowali fortyfikacje stojące po dzisiejsze czasy, i wiosną 2019 roku przyjechałem tu ze swoją drugą żoną, która odbywała międzynarodowe tournée z Batsheva Dance Company, gdzie była pierwszą solistką. Afra była Libanką i po raz drugi w życiu czułem, że miłość stała się dla mnie najważniejsza…

„Dziewczynę z windy” napisałem dla niej, a filmową realizacją zajął się bardzo sprawny amerykański reżyser japońskiego pochodzenia, Horitu Ayashi, prywatnie niestety skrajnie opętany pojeb i przyjaciel Toma Cruisea – tego od scjentologów.

Gdy tłumaczyłem mu, że jedna z dziewczyn w scenie w windzie musi zwymiotować po gwałtownym szarpnięciu, bo nawiązujemy do twórczości polskiej pisarki Masłowskiej, nie wiedział o kogo chodzi, powiedział, że na świecie tego kompletnie nie zrozumieją i muszę przenieść kulminację w inne miejsce. Pierdolnąłem drzwiami od kampera, bo niestety wiedziałem, że ma rację. Tego dnia przerwaliśmy zdjęcia, a Hollden zadzwonił do mnie z awanturą, po czym zaprosił mnie na kolację i przeprosił. Wróciłem do domu i zacząłem zmieniać to, co już wcześniej napisałem, dałem słowo, że do północy Ayashi oraz aktorzy otrzymają tekst, jednak nie mogłem sobie przypomnieć dokładnie zdarzenia, które skłoniło mnie do napisania tej historii… Wróciłem więc do wątku, w którym przerwałem opowiadanie. Niestety musiałem wypierdolić Masłowską. Zacząłem od miejsca, w którym bohater widzi w lustrze spojrzenie jednej z dziewczyn, gnałem z opisywaniem tego wszystkiego i nie opisałem najważniejszej rzeczy, jaką zobaczyłem w lustrze. Zapomniałem też wspomnieć, że winda, do której wsiadłem, była windą bardzo dużą i mogła pomieścić kilkadziesiąt osób, ale wtedy jechaliśmy tylko we trójkę, tak mi się przynajmniej wydawało.

Przypomniałem sobie, że zacząłem się strasznie bać, a sztuczka z cieknącym parasolem nie była motywem przewodnim, nie było też w tym nic z erotycznego wątku, który w pierwszym momencie poczułem. Przypomniałem sobie, że udałem się do tego ogromnego supermarketu w celu wymiany szkieł w moich okularach na mocniejsze, i że z powodu panującej ulewy na zewnątrz miałem zaparowane szkła. Nie czułem już zapachu wody toaletowej Leszka Możdżera, lecz przypomniałem sobie, że słuchałem jego muzyki w samochodzie i miałem ją jeszcze w głowie. Jedna z dziewczyn zauważyła moje spojrzenie w lustrze i nacisnęła STOP. Kiedy to wszystko sobie przypominałem i próbowałem zapisać – było już po północy – zadzwoniła Afra z pretensjami, że nie odbieram telefonów od Holldena. Tkwiłem w przerażeniu, i powiedziałem jej, że nie jestem w stanie napisać dokładnie tego, co się wtedy stało, bo ta historia przestałaby być komedią…

„Ok”, powiedziała, „chciałam ci tylko powiedzieć, że wszyscy na to czekamy. Ayashi miał zawał, musicie zatrzymać produkcję. Hollden mówił, że musisz zmienić polski wątek, musisz zamienić Możdżera i przerzuć tę historię gdzie indziej, Polska nikogo nie interesuje, skup się na szczegółach samego zdarzenia!”.

„Jeśli masz to napisać dla mnie, zrób to dobrze”, powiedziała.

Sami rozumiecie, że muszę niektóre rzeczy poprawić, z wyjątkiem tekstu o Masłowskiej.

Ją niestety będę musiał wypierdolić.

Reklama